17 grudnia, 2023 READ MORE WIGILIJNE TRADYCJE – CZY NA PEWNO STAROPOLSKIE? 28 lutego, 2023 READ MORE Skandynawska osada w prekolumbijskiej Ameryce - czy został genetycznych ślad wśród rdzennych mieszkańców? Potomkowie Wazów 21 lutego, 2023 READ MORE Potomkowie Wazów nadal żyją w Polsce! 12 lutego, 2023 READ MORE Najstarszy przodek - czyli jak daleko jest kres poszukiwań
Browsing Category

Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądała wigilia obchodzona przez naszych przodków? Święta oprócz wieczerzy wigilijnej i spotkań z rodziną, kojarzą się nam głównie z choinką, Św. Mikołajem i prezentami. Okazuje się jednak, że wiele zwyczajów pojawiło się w naszej tradycji całkiem niedawno.

Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie świąt bez choinki, a tymczasem jest to zwyczaj przyniesiony do Polski na przełomie XVIII i XIX wieku, przez osadników pochodzących z dzisiejszych Niemiec. W tamtych stronach był on znacznie starszy i bardzo rozpowszechniony wśród ludności protestanckiej. Początkowo największą popularność zdobyła wśród arystokracji, by dopiero wraz z upływem czasu trafić pod chłopskie strzechy. Choinkę przynosił do domu najstarszych mężczyzna w rodzinie, lecz dopiero w Wigilię, a ozdabianiem zajmowały się głównie dzieci. W niektórych miejscach zwyczaj ten przyjął się na dopiero na początku XX wieku a nawet później – w okresie międzywojennym, co czyni go jedną z najmłodszych tradycji związanych z Bożym Narodzeniem. ?

Dawniej wieszano tak zwaną „podłaźniczkę” czyli ucięty czubek drzewa iglastego, który był wieszany pod sufitem albo nad drzwiami lub stawiano snopy siana w rogach izb.

Podanie 12 potraw wigilijnych jest postrzegane przez nas jako jedna z najważniejszych tradycji świątecznych. Co ciekawe, jest to jednak kolejny bardzo młody zwyczaj, gdyż rozpowszechnił się dopiero po II wojnie światowej. Okazuje się, że dawniej pilnowano wręcz, żeby ich liczba była nieparzysta. Najczęściej w przypadku rodzin chłopskich ich liczba wynosiła 5 lub 7 a w przypadku szlachty lub bogatego mieszczaństwa: 9 lub 11.

O samych daniach można napisać oddzielny artykuł, jednak warto wspomnieć, że karp, bez którego większość z nas nie wyobraża sobie Wigilii, to również jedna z najnowszych tradycji i związana jest z okresem powojennym. Oczywiście ryba ta była znana w Polsce już przed wiekami, jednak nie był on symbolem wieczerzy wigilijnej. Jeszcze na początku XX wieku pojawiało się sporo dań rybnych, jednak dominowały zupełnie inne ryby, na przykład szczupak, sandacz lub o wiele bardziej popularne płocie, leszcze czy liny. Karp był wtedy powszechnie spożywany głównie przez Żydów, stąd też nie może nas dziwić skąd się wzięła nazwa jednej z popularniejszych wigilijnych potraw „karp po żydowsku”.

Główne zasługi w rozpowszechnieniu tej ryby na wigilijnym stole miał Hilary Minc – minister przemysłu w latach 1947-1949. Z racji braku możliwości dostarczenia ryby na co dzień wymyślono hasło które przyjęło się bardzo szybko: „Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce”.

Dzisiejszy zwyczaj otrzymywania podarków od Świętego Mikołaja przez dzieci pochodzi z czasów średniowiecza i narodził się we Francji. Związany był on jednak nie z okresem Bożego Narodzenia a z 6 grudnia, który do dzisiaj nazywany jest „Mikołajkami”. Prezenty były dużo skromniejsze, a wśród nich można było znaleźć zabawki, pierniki, jabłka orzechy i inne drobne podarki. ?

Także nasze wyobrażenie Świętego Mikołaja jako dziadka z brodą w czerwonym stroju również nie odpowiada temu, jak wyobrażali sobie go nasi przodkowie. Obowiązkowymi atrybutami była mitra i pastorał . Przypomniał bardziej dzisiejszego biskupa, co nie powinno nas dziwić, dlatego, że on naprawdę nim był. Dzisiejszy wizerunek został ukształtowany dopiero w 1930 roku za sprawą kampanii reklamowej Coca – Cola. ?

Jak widać, Wigilia jeszcze 100 lat temu wyglądała inaczej niż dzisiaj. Jeśli wyobrażacie sobie swoich pradziadów świętujących przy choince, jedzących 12 potraw i czekających na prezenty od Świętego Mikołaja, to musicie wiedzieć, że na pewno tak nie było. Do dzisiaj pozostało oczywiście wiele zwyczajów, które były obecne od wieków a pochodzą jeszcze z czasów pogańskich jak np. sianko pod obrusem czy puste miejsca przy stole, jednak większość najbardziej charakterystycznych dla nas tradycji jest wytworem ostatnich lat.

Ze swojej strony chciałbym Wam wszystkim życzyć zdrowych, spokojnych i pełnych radości świąt Bożego Narodzenia. Niech tradycje przekazywane przez przodków będą obecne także w tym roku! ????

Michał Golubiński

Dziś epoka wikingów kojarzona jest z wojownikami pojawiającymi się w różnych częściach Europy w trakcie łupieżczych wypraw, jak również z czasami handlu na duże odległości. To również moment w historii, kiedy wczesnośredniowieczni Skandynawowie dotarli do wcześniej nieodkrytych przez Europejczyków części Świata. Swój ślad pozostawili również w Ameryce Północnej nad długo przed późniejszymi o kilka wieków wyprawami, które znamy ze szkoły. Takie podejrzenie pojawiło się już w XIX, a jedynymi dowodami mogły być sagi.

Poszukiwania stanowiska archeologicznego na którym udałoby się znaleźć ślady po średniowiecznej osadzie założonej przez Skandynawów trwały przez wiele lat. Niestety głównie było to pasmo niepowodzeń. Wszystko zmieniło się wraz z odkryciem w latach 60-tych XX wieku w miejscowości L’anse aux Meadows w Kanadzie. Rozpoczęte wówczas badania archeologiczne przyniosły rewelacyjne odkrycie! Zarówno datowanie radiowęglowe jak i analiza słojów dowodzą, że powstała ona na przełomie X i XI wieku, a więc około 500 lat wcześniej niż wyprawa Krzysztofa Kolumba. Odkryto fundamenty 8 budynków, z których największy miał powierzchnię około 300 metrów kwadratowych. Obecnie szacuje się, że w osadzie mogło zamieszkiwać od 30 do 90 osób. Jest to wysoce interesujące, bowiem w tym czasie populacja niedawno zasiedlonej Grenlandii liczyła zaledwie kilkuset osadników. Osada była użytkowana przez krótki czas, gdyż w takim klimacie naprawa konstrukcji byłaby wymagana co około 20-30 lat, a na ślady takich prac nie natrafiono.

Jaki był powód założenia osady? Według naukowców badających jej obszar, została założona przez Skandynawów w celu pozyskiwania drewna oraz innych surowców przydatnych głównej kolonii na Grenlandii oraz Islandii. Pełniła również rolę schroniska w trakcie okresu zimowego.

Pierwsze pytanie jakie przychodzi mi do głowy: co się stało z przebywającymi tam mieszkańcami? Czy wszyscy powrócili do swoich rodzinnych stron? Zapewne tak, ale zawsze istnieje szansa, że pojedynczy osadnicy zawędrowali głębiej i zostali zasymilowani do rdzennej ludności. Z punktu widzenia genealogii genetycznej wykrycie wśród ówczesnych rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej wczesnośredniowiecznej domieszki genetycznej ze Skandynawii wywołałoby ogromną sensację. Niestety z różnych powodów jest cały szereg problemów z badaniem próbek kopalnego DNA rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej na szerszą skalę. Obecnie możemy być pewni tylko obecności osadniczej Skandynawów w L’anse aux Meadows.

Michał Golubiński

Potomkowie Wazów

Dla wielu z was może się to wydać zaskakujące, gdyż w szkole uczono nas czegoś zupełnie innego, ale fakt jest faktem – potomkowie Wazów są wśród nas. Nawiązując do tematu, przypomnę, że pisałem kiedyś o żyjących obecnie w naszym kraju potomkach rodów dynastycznych.

Wszystko za sprawą rodziny Gyllenstierna, która wywodziła się ze średniowiecznej Danii, a pod koniec XV wieku część członków osiadła w Szwecji. Zaangażowali się w oni walkę z Duńczykami na czele której stanął Gustaw Eriksson Waza. Wkrótce potem został on królem Szwecji a jego wnuk – Zygmunt zasiadł na naszym tronie jako dobrze wszystkim znany Zygmunt III Waza. Przybył on jednak do Krakowa z licznym dworem, w którym znaleźli się Eryk i Johan Gyllenstierna oraz ich kuzynki: Lukrecja i Izabela. Ta pierwsza została wydana za wojewodę parnawskiego – Jana Zawadzkiego, zaś druga ostatecznie za Jana Grzybowskiego, starostę warszawskiego (choć ówcześnie krążyły pogłoski, że sam królewicz Jan Kazimierz chciał się z nią ożenić). Warto tutaj wspomnieć, że wszyscy wymienieni członkowie tej rodziny, po kądzieli pochodzili od króla szwedzkiego i norweskiego – Karola VIII.

Dla nas najważniejszy z wymienionych jest jednak Johan, który podczas późniejszych walk o tron szwedzki zachował wierność Zygmuntowi III i ostatecznie osiadł w Polsce. Wcześniej, kiedy przebywał w Szwecji, ożenił się z Sygrydą Brahe, córką hrabiego Pera Brahe. Co najciekawsze, to była ona wnuczką Małgorzaty Wazówny – siostry wspomnianego już Gustawa Erikssona Wazy (króla Szwecji), a jej pradziadkiem był Eryk Waza, od którego wywodzili się nasi władcy.

Wkrótce po tym jak Johan wraz z żoną i dziećmi osiadł w Polsce (początek XVII wieku) zmienili oni nazwisko na Guldenstern a jego potomstwo wżeniło się z polską szlachtą, wśród której do dzisiaj żyją potomkowie Wazów.

Michał Golubiński

Kiedy zaczynam opowiadać o poszukiwaniu przodków, bardzo często spotykam się z pytaniami o to jak daleko w czasie możemy się cofnąć oraz jaki jest najstarszy przodek, którego udało mi się odnaleźć. Odpowiedź na pierwsze pytanie nie jest taka prosta, bo wiele zależy tutaj od tego, z jakiego stanu pochodzili przodkowie oraz jak dobrze zachowane są źródła dla konkretnego regionu. Jeśli mamy szczęście, to może nam się udać dojść do czasów wczesnego średniowiecza, a więc okresu, w którym dopiero zaczynały formować się państwa na obszarze dzisiejszej Europy.

Jednym z głównym czynników, wpływających na to jak daleko uda nam się odszukać przodków jest ich stan społeczny. W przypadku rodzin pochodzenia chłopskiego, czy wielu rodzin pochodzenia mieszczańskiego uda nam się bardzo często dojść do XVII – XVIII wieku. Oczywiście, pojawią się na pewno przypadki, gdzie odkryjemy jeszcze starsze pokolenia, ale nie zapominajmy, że wyjątek potwierdza regułę.
Istnieją dwa główne ograniczenia, które nie pozwalają nam poznać dalszych losów. Po pierwsze brak źródeł dla starszego okresu, z których możemy opracować genealogię rodzin chłopskich, a po drugie brak stałych nazwisk lub ich brak w ogóle. Często osoby pojawią się w dokumentach określane tylko imieniem. Nawet przy istnieniu źródeł, może nam to nie pozwolić połączyć dalszych pokoleń. Nazwiska nie były też stałe, a więc może się zdarzyć, że będziemy szukali aktu urodzenia lub chrztu wystawione na złe nazwisko.

W przypadku rodzin mieszczańskich, często będzie istniała dokumentacja pozwalająca teoretycznie cofnąć się dużo dalej, ale dlatego napisałem też, że powyższa uwaga odnosi się do większości rodzin mieszczańskich. Pomimo, że są starsze źródła, to nic nam nie pomoże, jeśli nasi przodkowie zostali mieszczanami dopiero w XVII, albo nawet w XVIII wieku. Możemy mieć nawet dostęp do ksiąg miejskich z XV wieku, problem jest tylko taki, czy nasi przodkowie żyli wtedy w tym mieście, a bardzo możliwe, że wprowadzili się dopiero w późniejszych wiekach. Nawet jeśli żyli, to czy byli na tyle ważni, żeby w takich księgach się w ogóle pojawić, a jeśli już się pojawili to, czy zdobędziemy informacje na temat ich rodziców.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa w przypadku rodzin pochodzenia szlacheckiego. Jeśli mamy szczęście i z terenu, skąd pochodzili zachowały się starsze źródła, takie jak np. staropolskie księgi sądowe to możliwe, że uda nam odtworzyć genealogię pokolenie po pokoleniu do czasów średniowiecza, a więc często do nadań ziemskich. Oczywiście, często trop urwie się gdzieś wcześniej i może się okazać, że znamy starszych przodków z linii pochodzenia chłopskiego niż szlacheckiego. Nikt w końcu nie daje tutaj gwarancji, że z racji pochodzenia szuka się w prostszy sposób. Jest też wiele pokus, takich jak herbarze i inne źródła wątpliwej wiarygodności, które teoretycznie pozwalają odtworzyć najstarsze dzieje rodziny, ale to temat na zupełnie inny wpis.

Co ciekawe, możemy sięgnąć jeszcze dalej. W dawnej Polsce małżeństwa między członkami rodziny panującej, a poddanymi nie miały zbyt często miejsca, jednak bez wątpienia się zdarzały. Mam na myśli wydanie córki z rodziny dynastycznej, a takich tak zwanych „furtek” było kilka. Oczywiście część z nich jest dla nas bez większego znaczenia, dlatego, że doszło do nich stosunkowo późno i potomstwo pozostało w kręgu rodzin magnackich. Były również takie, z których znamy bardzo dużą liczbę potomstwa i wielu spośród dzisiaj żyjących może udokumentować swoje pochodzenie właśnie od takich małżeństw. Oczywiście genealogia osób pochodzących z rodziny dynastycznej jest bardzo dobrze znana i zawiera szereg władców zarówno Polski, jak i innych krajów europejskich. W ten oto sposób, okazuje się, że żyją obecnie potomkowie między innymi Mieszka I czy Karola Wielkiego, co na pewno wśród wielu może wzbudzić zdziwienie.

Michał Golubiński

Page 1 of 3123